Korzystając z tego samego, sprawdzonego wykroju, uszyłam kolejne spodnie na szelkach. Bardzo fajne doświadczenie - ten sam model, ten sam opis, a efekt o niebo lepszy. Szyło mi się też znacznie szybciej i przyjemniej. Tym razem postawiłam na dokładność i wykończenie, tak żeby spodnie można było oglądać bez wstydu również na lewej stronie. Zrobię też dokładniejszy opis szycia, może się kiedyś przyda.
Spodnie są uszyte z granatowego (z czerwono-pomarańczowym podbarwieniem), dość grubego dżinsu, rozmiar już 98 - synek w międzyczasie trochę podrósł. Spodnie na szelkach, z gumkami na dole nogawek i gumkami na górnych bocznych częściach.
Przerysowałam wykrój na papier do pieczenia (całe szczęście takie małe rozmiary mieszczą się na nim bez problemu). Następnie zrobiłam drugie podejście do samokopiującego papieru Burdy - tym razem udane. Kopiowałam z mojego papieru na materiał za pomocą czerwonego arkusza. Zamiast profesjonalnych akcesoriów krawieckich użyłam sprzętów kuchennych: papieru do pieczenia zamiast pergaminu krawieckiego, radełkiem do krojenia rawioli przejechałam po wyciętym wykroju a wszystko to robiłam na plastikowej kuchennej desce do krojenia, żeby nie porysować radełkiem stołu.
Głupio się przyznać, ale podczas poprzedniego szycia spodni w ogóle nie zaznaczałam linii szwów, szyłam na oko zachowując mniej więcej równą odległość od brzegu i posiłkując się szpilkami. Teraz szwy były równe i nie miałam problemu z dopasowaniem do siebie poszczególnych części wykroju. Zapasy na szwy odmierzyłam przy linijce i wszystko zaczęło mi się układać.
Tak wyglądają linie szwów przeniesione na materiał. Materiał był złożony na pół, więc najpierw wsunęłam papier samokopiujący pod wycięty wykrój papierowy, kolorową stroną do dołu a potem podłożyłam go od spodu, kopiującą częściądo góry, żeby dotykała lewej strony materiału. Linie szwów odbiły się na obu szęściach materiału.
Obrzuciłam wszystkie brzegi, ale chyba bez sensu sobie dodałam roboty - i tak większość zapasów szwów ucinałam i musiałam ponownie obrzucać.
Najpierw zrobiłam tunele na bocznych częściach spodni i wciągnęłam w nie gumki. Przypięłam do siebie połówkę przodu, bok, połówkę tyłu i zszyłam.
Szwy ostębnowałam po wierzchu. Użyłam do tego grubszej nici rdzawego koloru, takiej jak w stębnówce kupnych dżinsów. Tę nitkę puściłam tylko górą, dolnej nitki w bębenku nie zmieniałam.
Zszyłam wewnętrzne szwy nogawek i spodnie w kroku. Żeby sobie ułatwić, przewróciłam jedną nogawkę na prawą stronę i wsunęłam ją w drugą nogawkę - zszyłam obie bez problemów.
Zszyłam, środkowe szwy przodu i tyłu.
Nadszedł czas na szlufki, te, przez które miały być przekładane szelki. Poległam na całej linii. Zszyłam szlufki na lewej stronie i nie byłam w stanie ich przewrócić na prawą stronę. Porażka. Pewnie istnieją jakieś metody na przewracanie takich małych i wąskich skrawków materiału. Próbowałam ołówkiem, cienkim pędzelkiem plastikowym i szydełkiem i tylko podarłam materiał i szew. Zrezygnowałam z tego zapięcia i przeszłam do dalszych punktów, żeby się nie denerwować.
Rozprasowałam środkowy szew przodu i tyłu. Szwy na nogawkach obrzuciłam razem.
Przypięłam na lewej stronie przodu odszycie. Pomyliłam się przy krojeniu i wycięłam odszycie tyłu a nie przodu, więc musiałam je dopasować. Znowu nie wiem, o co chodziło w nacinaniu dołu odszycia aż do szwu, więc sobie darowałam ten fragment.
Przyszyłam odszycie, zaprasowałam do wewnątrz zapasy szwów. Zszyłam szelki, na szczęście szerokie, więc przewróciłam je na prawą stronę bez problemów. Ostębnowałam wzdłuż szwu i drugi raz w odległości pół centymetra. W tym momencie zauważyłam, żę kończy mi się moja stębnująca nitka. Nie miałam zapasowej i byłam ciekawa, na ile mi wystarczy - miałam do obszycia jeszcze przód, i tył spodni oraz nogawek.
Gotowe szelki przyszyłam do tyłu spodni, zawinęłam górny brzeg, ostębnowałam. Podwinęłam nogawki na szerokość tunelu a brzeg pod spód, żeby się nie strzępiło. Zszyłam dól tworząc tunel na wciągnięcie gumki. Potem ostębnowałam dół nogawki - nitki zabrakło na ostatnie kilka centymetrów, więc przeszyłam do końca w ręku, zbierając ze stołu pozostałe skrawki rdzawej nitki.
Szelki postanowiłam zapiąć na napy, które wbiłam młotkiem następnego dnia rano. Znowu użyłam kuchennej deski jako podkładki.
Gotowe spodnie wyglądają tak:
A czy może wie Pani jak uszyć same szelki do spodni na klipsu...potrzebuje uszyć coś eleganckiego i pomyślałam o taki zestawie muszka i szelki... \
OdpowiedzUsuńProszę o kontakt pod adresem dagmarasz@interia.pl
Szlufki można wywrócić agrafką.
OdpowiedzUsuń