Ze starej, nienoszonej i
niepasującej spódnicy z koła miała powstać piękna i zwiewna
letnia sukienka. Niestety, efekt końcowy zaliczam do kategorii
porażek, nawet specjalnie dodałam tag „porażka”, żeby
oznaczać takie twory, ku przestrodze.
W Burdzie 3/2007 znalazłam
wykrój sukienki (126), co prawda ślubnej, ale chciałam mieć jakiś
wzór na górę. No, ale sukienka miała być szyta z
zupełnie innej tkaniny, chciałam też pozmieniać zupełnie dół.
Poniosła mnie fantazja i moje plany znów nie przystawały ani do
umiejętności, ani do materiału którym dysponowałam.
Miałam spódnicę o długości do połowy łydki, uszytą z koła, a
właściwie dwóch półkoli, z karczkiem i podszewką, w pasie na
grubą gumkę.
Schody pojawiły się już
przy pruciu szwów, bo materiał się straszliwie siepał. Tak
bardzo, że ostatecznie wycięłam stare szwy nożyczkami. Po
rozpruciu wszystkie części wyglądały tak:
Chciałam z jednego półkola
uszyć górę, z drugiego dół. Wszystko super, ale materiał był
bardzo, bardzo prześwitujący. Nie znam się zupełnie na rodzajach
tkanin (i to, niestety, cały czas się na mnie mści), ten materiał
jest taki cienki jak chustki ze sklepów indyjskich. Tak naprawdę
przydałaby się przynajmniej na przód jakaś dodatkowa warstwa albo
podszewka. Kolejne pytanie, jakie mi się od razu nasunęło, to jak
połączyć górę z dołem. Miałam taką piękną wizję –
przylegająca góra, marszczony cienkimi gumkami pasek i zwiewny
rozkloszowany dół, mniej więcej tak:
Ale, ale, najpierw góra.
Dlaczego poszczególne części, już na etapie wykroju do siebie nie
pasowały, to zagadka. Zgodnie z wykrojem ciężko było połączyć
środkową część przodu z częścią boczną przodu. Albo coś
było nie tak, albo (co bardziej prawdopodobne) jakoś by to trzeba
było sprytnie zszyć razem, tylko jak?
I jak później wykończyć
górę i pachy? Czy miejsce na wszycie suwaka podkleić fizeliną,
żeby było sztywniejsze? Jak dobrze wszyć ramiączka i dlaczego
potrzebny jest suwak aż czterdziestocentymetrowy, skoro wystarczyłby
o połowę krótszy?
W wielkim skrócie:
obrzuciłam siepiące się brzegi gęstym zygzakiem, zszyłam
wszystkie cztery panele góry, chciałam obciąć pozostałe zapasy
na szwy i tak obcinałam, że przecięłam boczną część tyłu.
Żeby nie pruć (nie da się, bo się siepie), wycięłam jeszcze raz
bok i środek tyłu, zszyłam. Zaczęłam szyć ramiączka, przy
przewracaniu na prawą stronę puścił szew, załapałam po wierzchu
zygzakiem. Podkleiłam miejsce na wszycie suwaka, potem nie mogłam
odkleić papieru z wierzchu, zgubiłam ramiączko, zgubiłam stopkę
do wszywania suwaków, próbowałam wszyć zwykłą stopką (jak
niektórym się to udaje, ja tylko poszarpałam materiał i prawie
złamałam igłę), przetrząsnęłam mieszkanie, znalazłam stopkę
do suwaków, nie zamontowałam jej dobrze, nitka się zaplątała,
wszyłam wreszcie suwak, zastanawiając się, dlaczego jest taki
długi i skoro taki jest, jak zszyć szew na plecach, przymierzyłam
górę i bum, za luźna o jakieś 10 cm, od razu spadła. Załamka,
oczywiście, powinnam się była zmierzyć, ale bez przesady, nie mam
tak wąskich pleców, materiał też się nie rozciąga. Tak naprawdę
to środkowy panel tyłu powinien być o połowę węższy.
O tyle musiałam zwęzić:
Nie ma sprawy: wyprułam
suwak, podłożyłam materiał zwężając tył, podkleiłam, wszyłam
suwak jeszcze raz. Przymierzyłam mniej więcej, trzymało się na
plecach. Żeby było weselej, zaczęłam obszywać podkroje pach
paskami ze skosu, wszystko zaczęło się siepać a pasek zwinął
się w rulonik. Po drodze puściły szwy boczne, zszywałam je po
kilka razy a one pękały w nowych miejscach. Nawet nie szwy, tylko
cienki materiał. Niezrażona, przypięłam ramiączka i tu wszystko
się wydało - dekolt odstaje na ładnych kilka centymetrów tworząc
dużą fałdę pośrodku, podkroje pach są za duże i za bardzo
podjeżdżają na przód, bluzka jest za krótka, raczej nie da się
jej połączyć z dołem, suwak na plecach odstaje i nieprzyjemnie
drapie – przez to nieszczęsne podklejanie. Już o wykończeniu nie
wspomnę. Do kosza z tym.
Miałam jeszcze chęć uszyć
chociaż samą spódnicę pozostałego półkola, taką na
marszczonym pasku, w tym celu chciałam wykorzystać karczek.
Zaczęłam naszywać cienkie gumki i tak się skurczył, ze na gore
spódnicy dla mnie się już nie nadawał. Na tym koniec.
Nie martwię się, bo sporo
się nauczyłam, trochę mi tylko szkoda straconych godzin
późnowieczornych.
Nie poddaję się, będę
psuła dalej inne materiały z odzysku, może za którymś razem się
uda
Komentarze
Prześlij komentarz