Idąc za ciosem, uszyłam dwie torebki
dla moich dzieci. Szybko narysowałam formy. Trochę za szybko, bo
skopałam wykrój, bez sensu wycinając owalnie dół, który i tak
bym zaokrągliła obcinając końce po zszyciu dołu. Zadowolona z
siebie, wycięłam cztery razy formę, z podwójnie złożonego
materiału. I wtedy się zorientowałam, że potrzebuję wyciąć nie
cztery, ale osiem kawałków, po cztery na każdą torebkę. Musiałam
trochę pokombinować, bo materiału było już mało.
Następnie przygotowałam
aplikacje, dużo tego było. Znowu bawiłam się filcem. Na torebkę
dla córeczki przygotowałam księżniczki a dla synka ukochaną
„Rzepkę”. Poszczególne małe kawałki zszyłam ręcznie, na
torebkę naszywałam już gotowe postacie.
Zabrałam się za szycie torebki z
księżniczką. Zszyłam środkowe szwy i naszyłam na maszynie
aplikację. Miałam wątpliwości, czy uda mi się dobrze przewrócić
torebkę na prawą stronę razem z aplikacją, ale to okazało się
najmniejszym problemem. Z lenistwa nie obrębiłam materiału, bo
myślałam, że przecież szybko wszystko zszyję a szwy i tak
zostaną w środku torebki, niewidoczne. Dopadło mnie zaćmienie
umysłu, pewnie ze względu na zmęczenie i późną porę, bo jakoś
dziwnie zszyłam obie części torebki, nie zostawiając w ogóle
otworu na górze. Za to można było ręce włożyć w bok torebki,
jak w mufkę :-)
Brzegów nie obrębiłam, więc jak
zaczęłam pruć i z powrotem przewracać materiał na drugą stronę,
wszystko zaczęło się siepać. Spróbowałam jeszcze raz dobrze
zszyć, znowu nie wyszło. Dopiero następnego dnia się udało, choć
do tej pory nie wiem, w czym tkwił błąd. Tym razem jednak
ostębnowałam brzegi. Przyszyłam rzepy i wyszyłam królewnie oczy,
buzię i nos.
Przy szyciu drugiej torebki byłam już
mądrzejsza i zaczęłam od obrzucenia brzegów. Najpierw zszyłam
torebkę a dopiero potem przyszywałam aplikacje, bo było ich dużo
(ledwo się wszystkie zmieściły) i raczej bym ich nie przepchnęła
na drugą stronę przez pasek torebki.
Tym razem nie zwężałam jednego z
końców paska, bo brzegi takiej samej szerokości chyba ładniej
można połączyć.
Przyszyłam rzepy, żeby nie
przeszkadzały w naszywaniu aplikacji. Aplikacje chciałam najpierw ambitnie
naszywać ręcznie, różnymi kolorami, ale po jakiejś godzinie się
poddałam i w końcu przyszyłam tylko takie, pod które już nie
mogłam podejśc maszyną.
Na początku chciałam aplikacji nie
przyszywać, ale przeczepiać je na rzepy, żeby można było się
nimi bawić, ostatecznie przyszyłam, by się nie pogubiły.
Podziwiam tą wytrwałość, takie aplikacje to byłby super pomysł na wykorzystanie resztek materiału, a tych nie brakuje chyba u żadnej szyjącej:) Dzieci pewnie były zachwycone.
OdpowiedzUsuń